Rozdział 18
Wielka szansa Ralfa.
Wielka szansa Ralfa.
- To tu! - Krzyknął Edek, gdy zobaczyli przed sobą wielkie, dębowe drzwi.
- Sekretariat Kaperaju.. Jesteś pewien, że to to miejsce? - Spytał Edka Ralf pełen wątpliwości.
- Nie wyobrażam sobie jej w innej roli niż sekretarka kapusiów, drogi chłopcze. - Odrzekł z ojcowską pewnością Edek.
Nagle pomiędzy ich nogami mały Arnold przepełznął do drzwi, nadstawiając swoje jeżowe uszko, po czym strasznie zesmutniał.
- Ona płacze! - Krzyknął i płaknął jeżyk. - Płacze i piszczy! Na pewno jej się tu nie podoba. Musimy ją ratować!
- BUCZ! - Zawołał Edek, po czym ślimak skierował swój słoneczny wzrok na drzwi, zamieniając je w kupkę popiołu.
- Mamo! - Wydarł się Arnold, po czym cała zwórka wtargnęła do pokoju, w którym ujrzeli siedzącą na podłodze Mamę Arnolda, taką Panią Jeż w różowym fartuszku, związaną łańcuchem grubszym niż ktokolwiek widział. Przy niej stał i patrzył na nich z pogardą…
- TOWARZYSZ STALIN?! - Cała czwórka bohaterów krzyknęła zdziwiona.
- DA! Nędzne pędraki! - Odparł Stalin. - Myśleliście, durnie, że jakieś nędzne Słońce będzie mną dyrygować? To JA jestem słońcem. Słońcem narodu! PASTERZEM ZSRR! - Wycedził przez zęby. - Myśleliście, że to słońce było straszne? NI CHU JA! Bo to ja jestem Stalin! JÓZEF STALIN! Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili to ja - i to MNIE macie się bać, nie jego. MNIE! NIE JEGO! - Darł się wniebogłosy.
- Ale… Ale dlaczego mama? - Chlipnął Arnold, po czym nabrał energii i dzielnie rzucił się na Stalina swoim jedynym znanym sposobem pełnym krzyku, płaczu, drapania i gryzienia i plucia. Ale to nic nie dało, gdyż Stalin pozostawał nieugięty.
- Ha! Daremne twe trudy, chwaście! Co jednostka może zdziałać przeciwko kwintesencji wyzwolonego Sowieckiego Gniewu? - Odparł z wyższością Stalin. - Pytasz „dlaczego”, kapitalistyczny pomiocie? A znasz kogoś, kto potrafi lepiej wyczyścić, wypielęgnować i natłuścić wąs, niż ona?!
- DOŚĆ, KURWA! - Krzyknął Ralf, po czym rzucił się na twarz Stalina, miotając się kłapiącą szczęką niczym jakiś Pacman. Nagle jego zęby dosięgły celu, a na ziemi wylądowały wyrwane przez Ralfa wąsy Stalina.
- Aaaargh! Moje wąsy! Moja moc!!! - Darł się Stalin, po czym nagle zamienił się w obłok turkusowego dymu i wyparował z powierzchni świata, a wraz z nim łańcuchy oplatające mamę Arnolda.
- MAMA! - Krzyknął jeżyk biegnąc do mamy, by wtulić się w jej różowy fartuszek, po czym zapłakał gorzko. - Jestem głodny.
Nagle wąsy wstały i podpełzły do Ralfa, wskakując i bezceremonialnie przyczepiając się do jego żółwiej twarzy.
- Co do chuja?! - Krzyknął ten zaszokowany.
- Wąsy wybrały cię na następcę Stalina! Jesteś naszym nowym władcą, towarzyszu Ralfie! - Odparł Edek, tuląc Arnolda i jego mamę.
- Serio..? - Niedowierzając spytał Ralf, po czym na miejscu zdziwienia pojawił się nikczemnie wyglądający uśmiech, a on rzekł do siebie. - Nadeszła moja era.
Zawsze wiedziałam, że to wszystko przez ten wąs...
OdpowiedzUsuńWąs Władzy
UsuńCzy to już...koniec? ;__;
OdpowiedzUsuńI nawet nie wiesz, jak zarypiście czyta się kwestię Stalina tym "ryjskim" akcentem XD
Jeszcze dwa rozdziały xD
UsuńKurde, chodziło mi o "rosyjski" akcent, a nie ryjski XD
UsuńZdołałam się domyślić xD
Usuń