20 sierpnia 2015

MJwDZR. Rozdział XII

Rozdział 12
Piekło proletariatu.


- Nareszcie jest! – krzyknął wesoło Arnold, podziwiając ogrom dumy radzieckiej – Plac czerwony, który tętnił życiem i miłością do narodu, a przynajmniej w połowie, gdyż drugą połowę placu zajmował…
- Kopiec. – rzekł zdziwiony Ralf. – Wielki, szary kopiec. To chyba jakiś żart?
- Wcale nie, zobacz! – powiedział Arnold, po czym pobiegł (a raczej poturlał się) do wielkiej tablicy i zaczął odczytywać umieszczony na niej napis. – Kaaaa.. P… E… Rrrr…. KAPERIA! – ucieszył się jeżyk, który niestety nie był orłem w czytaniu na głos, jak to na jeża przystało. – TO TU!!!
- Okej, czyli w takim razie Kaperia jest tą wielką kupą… Właściwie czego? – zastanowił się żółw, po czym podszedł do szarego proszku, by go polizać, lecz nagle coś wielkiego zatkało mu usta, a jeszcze coś mocno uderzyło go w twarz…
- ANI KROKU DALEJ!!!
… Były to oczy Bucza, który nimi jak i swym donośnym głosem powstrzymał Ralfa.

- Czy ciebie już do reszty pojebało, ty pieprzony lunatyku?! – krzyknął oburzony Ralf.
- Nie bijcie się! Mama mówiła, że tylko hultaje się biją! – próbował załagodzić sytuację jeżyk.
- Do diabła z twoją matką, grubasie! Czemu ten ślimak mnie bije?! – odkrzyknął bardzo brzydko Ralf.



- Właaaaśnie uratowałem ci żyyycie.. – odparł Bucz.
- Ale jak to? – spytali razem Ralf z Arnoldem.
- Widzicie ten proszek? – spytał ślimak, po czym sam odpowiedział złowieszczo – To azbest.
- AZBEST?! Ale jak to?! – spytał przerażony Arnold.
- Co za ciul na to wpadł? – rzekł w swoim stylu Ralf.
- Znam tylko jedną osobę zdolną do tak haniebnych zagrywek… - rzekł Bucz, po czym mrużąc złowieszczo oczy spojrzał na słońce i krzyknął donośnym basem, który powędrował echem po całej Moskwie. – SŁOGOTOW, UKAŻ SIĘ, DRANIU!!!

Nastała długa cisza, którą w momencie przerwał donośny pisk i skrzypnięcie. Nagle słońce zaczęło obracać się powoli wokół własnej osi, ukazując ukrytą dotychczas twarz, która zdobiła para monstrualnych oczu, umieszczona na o wiele większej gębie, gigantyczny uśmiech pełen wilczych kłów i wyjątkowo obleśna, złączona w jedną grubą linię, brew.
- A więc przejrzałeś mnie, Bucz. – rzekło słońce. – Owszem, to nie jest Kaperia. Ale chętnie was tam zaprowadzę! – głos Słogotowa brzmiał jakby tysiące ludzi krzyczało chórem. – Lecz by się tam dostać, musicie najpierw pokonać… PIEKŁO PROLETARIATU!
            Po tych słowach nasi bohaterowie zniknęli w blasku tysiąca lamp.
- Zobaczcie! – krzyknął przerażony Arnold, patrząc w bezkres nieznanej krainy, w której się zmaterializowali. – To przecież… to… to..! TĘCZE! -  Arnold bał się tęcz, tak jak i głodu, worków i bród.
            Nagle rozległ się donośny krzyk rozpaczy, tuż za plecami jeżyka:
- GDZIE JEST, KURWA, MOJA SKORUPA??!!!

8 komentarzy:

  1. Przy słowach Bucza "to azbest" w mojej głowie rozegrała się scenka - przybliżanie twarzy ślimaka w rytm TYM TYM TYYYYYM! Wgl to uwielbiam tego ślimaka, a raczej jego 'epicką' mowę |D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. !!! To jest idealna wizja XDD
      Cieszymy się bardzo 8D ja też obdarzyłam go wyjątkową sympatią.. Bucz jest kochany!

      Usuń
  2. Jak to gdzie? W dupie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie nikt nie lubi Arnolda :C

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Podobasię? Niepodobasię? A może po prostu chcesz dorzucić parę groszy od siebie? Pisz, chętnie odpowiem : D