21 maja 2015

MJwDZR. Rozdział X

Rozdział 10
Błędne Koło.

            Podróż trwała długo i wyczerpująco, lecz nie dla naszych bohaterów, którzy wygodnie rozleniwieni grali w karty, podczas gdy żołnierz przemierzał Związek Sowiecki z łodzią w zadku, w pełnym, nadludzkim sprincie. W pewnym momencie łódź gwałtownie stanęła, rozrzucając jej zawartość, łącznie z pasażerami, po okolicy, co potwornie rozzłościło Ralfa.
            - JA CI DAM MARSZAŁKIEM POMIATAĆ I LEŻEĆ BEZCZELNIE, ŁAZĘGO! – wykrzyczał. – WŁAŚCIWIE KTO CI DAŁ PRAWO DO PRZERWY, POMIOCIE?! DO GALOPU PRZYSTĄP!!!

            - Chyba przesadziłeś, Ralf.. Ten pan żołnierz nie wygląda mi żywo.. – rzekł nieśmiało Arnold, po czym poniuchał noskiem. - …i świeżo.
            - Milcz grubasie, co ty tam wiesz… - ale nie dokończył swojej pretensji Ralf, ponieważ nagle z ciała żołnierza zaczął się unosić dym, który, zbierając się nad ciałem, uformował się w idealną, półprzezroczystą kopię żołnierza.



            - Melduję Towarzyszu Marszałku, że poległem w służbie Mateczce Rosji i towarzysza Stalina. Proszę Towarzysza Marszałka o pogrzebanie mych zwłok w ziemi Związku Radzieckiego, a matce mej powiedzieć, że poległem chwalebnie! – rzekł duch żołnierza, po czym rozpłynął się w powietrzu.

            - Najmłodsze serce mężnego żołnierza zawsze ze smutkiem oddajemy w ręce matki Rosji i ziemi ojcowskiej… - wyrecytował smutnym basem Bucz.
            - Posyp go ziemią, niech się partacz cieszy. – rzekł Ralf, po czym Arnold przysypał zwłoki żołnierza dwiema garściami ziemi. Kiedy tak odchodzili w stronę nieznanego, jeżyk ostatni raz rzucił okiem na ciało młodego żołnierza, a w jego oku kręciła się ostatnia łza. Lecz zwłoki żołnierza leżały już nagie, gdyż okoliczni Cyganie zdążyli je ograbić.
            Przyjaciele wędrowali we trójkę przez nieznany las, gdy nagle między gałęziami dostrzegli jakiś znak.

            - No ja w to po prostu, kurwa, nie wierzę. – odezwał się Ralf. – 400 kilometrów podróży, kacze gówna i Sowieci, a wszystko to po to, by jeden partacz przyprowadził nas z powrotem do tego przeklętego znaku. – spojrzał na znak pokazujący im kierunek Wzgórza Kaszalotów i rzekomej mamy Arnolda, po czym wykrzyczał zdruzgotany – I JESZCZE SE UMARŁ, JEBANY!!!
            - To tym razem idziemy tam, gdzie pokazuje, gdzie mama. – odparł z dumą Arnold.

            - A idźmy, ja już mam dość, róbta co chceta. – wysmarkał Ralf. I tak cała trójka ruszyła w stronę rzekomej Mamy Arnolda, nie świadoma tego, co czeka ich w tej nieznanej części lasu, tak jak i nieświadomi byli obecności jeszcze jednego Bytu w ich otoczeniu.. oraz wielkich przekrwionych oczu odprowadzających ich wzrokiem ku nieznanemu, nad ogromnym zwierzęcym uśmiechem rosnącym na przerażającej twarzy…


8 komentarzy:

  1. Szkoda mi tego żołnierza :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też było szkoda :< nie spodziewałam się jego śmierci.. i to tak przykrej!

      Usuń
  2. Ach, ci Cyganie...co kurde wszędzie! D8
    Ostatni akapit dodał grozy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny żołnierz z łódką w dupie umarł :(

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdyby żołnierz jednak przeżył, to mógłby ich jako jedyny ochronić.. Zaczynam się bać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ochronić? Ich nic nie jest w stanie ochronić.... xD

      Usuń

Podobasię? Niepodobasię? A może po prostu chcesz dorzucić parę groszy od siebie? Pisz, chętnie odpowiem : D