Rozdział 10
Błędne
Koło.
Podróż
trwała długo i wyczerpująco, lecz nie dla naszych bohaterów, którzy wygodnie
rozleniwieni grali w karty, podczas gdy żołnierz przemierzał Związek Sowiecki z
łodzią w zadku, w pełnym, nadludzkim sprincie. W pewnym momencie łódź gwałtownie
stanęła, rozrzucając jej zawartość, łącznie z pasażerami, po okolicy, co
potwornie rozzłościło Ralfa.
- JA CI DAM MARSZAŁKIEM POMIATAĆ I
LEŻEĆ BEZCZELNIE, ŁAZĘGO! – wykrzyczał. – WŁAŚCIWIE KTO CI DAŁ PRAWO DO
PRZERWY, POMIOCIE?! DO GALOPU PRZYSTĄP!!!
- Chyba przesadziłeś, Ralf.. Ten pan
żołnierz nie wygląda mi żywo.. – rzekł nieśmiało Arnold, po czym poniuchał
noskiem. - …i świeżo.
- Milcz
grubasie, co ty tam wiesz… - ale nie dokończył swojej pretensji Ralf, ponieważ
nagle z ciała żołnierza zaczął się unosić dym, który, zbierając się nad ciałem,
uformował się w idealną, półprzezroczystą kopię żołnierza.
- Melduję Towarzyszu Marszałku, że
poległem w służbie Mateczce Rosji i towarzysza Stalina. Proszę Towarzysza
Marszałka o pogrzebanie mych zwłok w ziemi Związku Radzieckiego, a matce mej
powiedzieć, że poległem chwalebnie! – rzekł duch żołnierza, po czym rozpłynął
się w powietrzu.
- Najmłodsze serce mężnego żołnierza
zawsze ze smutkiem oddajemy w ręce matki Rosji i ziemi ojcowskiej… -
wyrecytował smutnym basem Bucz.
- Posyp go
ziemią, niech się partacz cieszy. – rzekł Ralf, po czym Arnold przysypał zwłoki
żołnierza dwiema garściami ziemi. Kiedy tak odchodzili w stronę nieznanego, jeżyk
ostatni raz rzucił okiem na ciało młodego żołnierza, a w jego oku kręciła się
ostatnia łza. Lecz zwłoki żołnierza leżały już nagie, gdyż okoliczni Cyganie
zdążyli je ograbić.
Przyjaciele wędrowali we trójkę przez
nieznany las, gdy nagle między gałęziami dostrzegli jakiś znak.
- No ja w to
po prostu, kurwa, nie wierzę. – odezwał się Ralf. – 400 kilometrów podróży,
kacze gówna i Sowieci, a wszystko to po to, by jeden partacz przyprowadził nas
z powrotem do tego przeklętego znaku. – spojrzał na znak pokazujący im kierunek
Wzgórza Kaszalotów i rzekomej mamy Arnolda, po czym wykrzyczał zdruzgotany – I JESZCZE
SE UMARŁ, JEBANY!!!
- To tym razem idziemy tam, gdzie
pokazuje, gdzie mama. – odparł z dumą Arnold.
- A idźmy, ja już mam dość, róbta co
chceta. – wysmarkał Ralf. I tak cała trójka ruszyła w stronę rzekomej Mamy
Arnolda, nie świadoma tego, co czeka ich w tej nieznanej części lasu, tak jak i
nieświadomi byli obecności jeszcze jednego Bytu w ich otoczeniu.. oraz wielkich
przekrwionych oczu odprowadzających ich wzrokiem ku nieznanemu, nad ogromnym
zwierzęcym uśmiechem rosnącym na przerażającej twarzy…
Szkoda mi tego żołnierza :(
OdpowiedzUsuńMi też było szkoda :< nie spodziewałam się jego śmierci.. i to tak przykrej!
UsuńAch, ci Cyganie...co kurde wszędzie! D8
OdpowiedzUsuńOstatni akapit dodał grozy.
wszędobylska kultura xD
Usuńoj tak...
Biedny żołnierz z łódką w dupie umarł :(
OdpowiedzUsuńJa też ubolewam :<
UsuńA gdyby żołnierz jednak przeżył, to mógłby ich jako jedyny ochronić.. Zaczynam się bać :(
OdpowiedzUsuńOchronić? Ich nic nie jest w stanie ochronić.... xD
Usuń