Rozdział 7
Wzgórze
Kaszalotów.
Przyjaciele przefrunęli ładny kawał
drogi uczepieni czułków Ślimaka Bucza. Towarzyszyła ich lotowi cienka strużka
wymiocin wypływająca powoli z ust Arnolda, który cierpiał na lęk wysokości, a
która to strużka zraszała z lekka tereny, nad którymi przelatywali.
- Mały, nie rzygaj tak bo stracimy
obciążenie i Bucz poleci gdzieś we wszechświat, bo będzie mu za lekko z takim
pustym jeżem. – Rzucił groźnie Ralf.
Arnold wziął sobie tę uwagę do
serduszka, bo dobre serduszko miał ten jeżyk. Ogarnął żołądek, a Bucz spokojnie
frunął dalej, nucąc jakąś sobie tylko znaną melodię, pod swoim ślimaczym nosem.
Nagle pod ich stopami zawidniało dosyć spore zgrupowanie.
- To Wzgórze Kaszalotów! Widzę
Kaszalota, to musi być tu! Proszę, ląduj, Bucz! – Rozdarł się błagalnie Arnold.
Ślimak posłusznie wylądował w
najbliższych zaroślach. I rzeczywiście, kiedy niepewnie wyjrzeli spomiędzy
krzaków, ich oczom ukazał się potężny Kaszalot.
- Ja nie znam tego pana. – Mruknął niepocieszony
jeżyk. – To musi być jakiś strażnik.
- Nie tylko go nie znam, ale i nie
mam ochoty go poznać. – Odrzekł Ralf. – Co robimy?
- Nie wiem, Ralf. To dziwne.
Przecież znam wszystkich kolegów mojej mamy. Bucz, masz jakiś pomysł? – Spytał Arnold.
- Musiiimy… Doostać się.. Do nich.
Aale oooni niee wpuszczają tam każdego.. – Stwierdził przeciągle Bucz.
- Dobra, to ja mam plan. Róbcie to,
co ja. – Odparł Ralf, po czym podszedł do pokaźnego Kaszalota i ugryzł go w
płetwę. W chwili, gdy Kaszalot wydał z siebie rozpaczliwy jęk, podbiegł do
niego Arnold i zaczął go gryźć, kopać, bić, pluć, krzyczeć i płakać. Na koniec
dotarł do tego aktu wandalizmu Bucz i usiadł powalonemu Kaszalotowi na twarz.
Wygrali tę
batalię.
- Sprawdźmy kogo zlikwidowaliśmy. –
Zaproponował Ralf, po czym przejrzał dokumenty poległego. – Hmm.. Marszałek
Siergiej Achromojew. Nie znam. Ale czapkę miał fajną..
- Arnoldzie... Podejdźmy do
kapusiów.. Tam powinieneś znaleźć maamę. – rzekł Bucz. Tak też zrobili.
Zakradłszy się na tyły tajnego zgromadzenia, spojrzeli przez krzaki na to, co
odbywało się na samym szczycie Wzgórza Kaszalotów.
- Ojej.. – jęknął Arnold, po czym
stracił 7 igieł.
Ale... ale dlaczego stracił te igły? o.0
OdpowiedzUsuńZ wrażenia! O:
UsuńBoże, Ralf jest taki okropny. On za każdym razem musi powtarzać biednemu Arnoldzikowi jaki jest gruby :C
OdpowiedzUsuńTo jest tak strasznie śmieszne no xD
Ralf jest po prostu bardzo bezpośredni |D i bezlitosny...
UsuńCieszę się no 8D
Ciekawe, co tam się odbywało :D
OdpowiedzUsuńDowiecie się... już jutro! :D
UsuńBiedny jezio...wiem, co czuje, bo też się boję wysokości ;___;
OdpowiedzUsuńA motyw pobicia kaszalota i sprawdzanie jego dokumentów mnie rozwalił xD
I ta czapka... xD
UsuńTaa, i ta czapka xDD
UsuńPierwsze kilka zdań są dowodem na to, że nawet o pospolitym rzyganiu można pisać ładnie xD. I ktooo ośmielił się pozbawić Arnolda jego cennych siedmiu igiełek? :(
OdpowiedzUsuńDziękuję .. xD
Usuń